
Alghero
Naszym następnym przystankiem jest perełka na północy Sardynii – Alghero 🙂 To autentyczne, doskonale zachowane, średniowieczne miasteczko, które w sezonie przeżywa prawdziwe oblężenie turystów.
Po przejściu pierwszych ulic miałem nieodparte wrażenie, że im bliżej centrum, tym bardziej przenosimy się do Hiszpanii – okazało się trafne. Otóż w połowie XIV wieku miasto było we władaniu Królestwa Aragonii (późniejszego Królestwa Hiszpanii), które to przepędziło lokalnych mieszkańców w głąb wyspy, a samo rozgościło się na tych terenach w najlepsze 🙂
Braki w ludziach uzupełniono osadnikami z okolic Barcelony, Walencji i Majorki, a samo Alghero zwano Barcelonettą (czyli małą Barceloną) – i tutaj niespodzianka 🙂 Jeżeli choć raz byliście w Barcelonie z pewnością usłyszycie jej podobieństwo do Alghero. Około 20% mieszkańców używa dialektu algherese (odmiana j. katalońskiego), a 60% (ogółem) porozumiewa się standardowym katalońskim – pamiętajcie, że dalej jesteśmy we Włoszech! 🙂

Na powyższym zdjęciu widzicie Torre dell’Espero Rejal, punkt w którym rozpoczyna się deptak wiodący wzdłuż murów obronnych wprost do mariny. Wieczorami blisko wieży ożywa malutka karuzela – i to nie byle jaka, napędzana jest siłą mięśni, a nie prądem! Ciężko uchwycić coś więcej niż głównego operatora, jednak musicie mi uwierzyć, naprawdę wygląda super 🙂

W dalszej części deptaku (Bastioni Marco Polo) znajdziecie liczne restauracje zapełnione eleganckimi turystami – im bliżej mariny tym wykwintniejsze miejsca i wyższe ceny 🙂 Szczególnie polecam spacer/kolację, lub jedno i drugie o zachodzie słońca – widoki są naprawdę niepowtarzalne <3




Uliczki wokół „centro storico” tętnią życiem do późnych godzin nocnych, znajdziecie tutaj całą masę klimatycznych knajpek, w których zjecie najróżniejsze, sardyńskie specjały. Jednym z tych, które najbardziej przypadły mi do gustu były Culurgiònes, czyli lokalne, puchate „pierożki”, wypełnione owczym serem ricotta i pecorino z dodatkiem boćwiny i ziół. Rozpoznacie je po charakterystycznym warkoczu na środku 🙂 Całość podawana jest z pomidorami i posypana miętą – przepyszne połączenie!



Jedną z wizytówek Alghero jest uważany za jeden z najlepszych na świecie, czerwony Koral. Na jego piękny kolor i niezliczoną ilość sklepów wyłącznie z tym „czerwonym złotem” traficie praktycznie na każdym kroku. Widok zarazem niesamowity, jak i smutny. Koral od setek lat jest znakiem rozpoznawczym miasta, spotkacie go również zwisającego z licznych lampionów na uliczkach Alghero.

Kolejną wizytówką Alghero są starsze osoby. Na billboardach w całym mieście znajdują się zdjęcia najstarszych mieszkańców – jest ich naprawdę sporo, a każda z osób ma ponad 100 lat i jest w bardzo dobrej kondycji 🙂 Coś niesamowitego, tym bardziej, że jedną z osób pokazano, jak wraca na rowerze z zakupów 😀


Mercato Civico w Alghero

Lokalne Mercato Civico jest pełne wszystkiego, czego tylko dusza zapragnie <3 Tradycyjnie – świeże warzywa, owoce, ryby i owoce morza, a także sardyńskie sery. Warto tutaj zajrzeć nie tylko od rana, ale również około 12:30-13:00, kiedy to otwiera się restauracja Boqueria. Musicie się jednak spieszyć, czynna jest tylko do 15:00 – my byliśmy pierwszymi klientami, a już po chwili wszystkie stoliki były zajęte.





Alghero jest kolejnym miejscem na Sardynii, w którym moim zdaniem warto spędzić chociaż 2-3 noce. Stanowi doskonałą bazę wypadową do zwiedzania północnej części wyspy, a samo w sobie jest na tyle ciekawe, że z pewnością nie będziecie się nudzili 🙂

Capo Caccia, Grotte di Nettuno i mordercze schody

Z Alghero do Groty Neptuna położonej na słynnym Capo Caccia jest około 25km – raz dwa i byliśmy na miejscu 🙂 Z parkowaniem przy tej atrakcji z pewnością są problemy, nam najprawdopodobniej udało się ze względu na popołudniową porę – chociaż aut było nadal naprawdę dużo.
Grota czynna jest od 9 do 19, wejścia (już na dole) są wyłącznie o pełnych godzinach, a samo zwiedzanie trwa około 40 minut. Koszt biletu to 13 EUR normalny, 7 EUR dla dzieci.


Do Groty Neptuna prowadzi ponad 650 schodów Escala del Cabirol, wydrążonych w 110-metrowym klifie Capo Caccia. Nie wiem jak Wam, ale mi takie miejsca kojarzą się z wiatrem, a przynajmniej odczuwalnym ruchem powietrza. Z tego właśnie powodu schody potraktowałem z dużym przymróżeniem oka – i to był mój błąd 😀 Po zakupie biletów ruszyliśmy w stronę groty, mimo 38C w jedną stronę poszło gładko 🙂



Sama Grota jest przepiękna – wręcz nie do opisania. Po minięciu wejścia wkraczacie w niesamowity, podziemny, wręcz bajkowy świat stalaktytów i stalagmitów. Spójrzcie na te ogromne „nawisy” z sufitu i pomyślcie, że maksymalny roczny przyrost tych cudeniek to zaledwie 3mm. Nic dziwnego, że wiek tego miejsca szacowany jest na około 2 miliony lat!
Poza zdjęciem ze zwiedzającymi, jej rozmiar pomoże Wam zobrazować to, że w środku znajduje się głębokie na 8-9 metrów, długie na 120 metrów i szerokie na 25 metrów, słone jezioro La Marmora.


Droga powrotna okazała się nie lada wyzwaniem – wilgotne powietrze dosłownie stało w miejscu, co w połączeniu z upałem dało dość smutną wizję wchodzenia na górę. Lubię sport, lubię się zmęczyć, ale szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłem „przerwę na zdjęcia” podczas wchodzenia pod górkę 😀 Podejrzewam, że normalnie jest tutaj przyjemniej – zdecydowanie warto wybrać się schodami, bo ze statku ominie Was kilka przepięknych widoków.
Jeżeli jednak planujecie wybrać się statkiem to z Alghero pływa Traghetti Navisarda – 15 EUR normalny, 8 EUR dzieci 😉

Po całodziennym zwiedzaniu i powrocie do Alghero siły starczyło nam jedynie na to, żeby pójść coś zjeść 😀 Zasiedliśmy na jednym z placyków „centro storico„, a wybór padł na Calzone, które najłatwiej jest porównać do pizzy złożonej na pół 🙂 Nadzienie zrobiono z mozzarelli, sera koziego, owczego, pomidorków, cebuli, bakłażana i cukini – pycha!

W następnym wpisie będzie bardzo kolorowo – zabiorę was do malowniczej Bosy i Castelsardo – jednego z najładniej położonych, nadmorskich miasteczek północnej Sardynii. Opowiem Wam również trochę ciekawostek o dość nietypowym drzewie – Dębie korkowym 🙂
2 wspomnień o “#4 Niesamowite Alghero, Capo Caccia i mordercze 1300 schodów – czas na północną Sardynię! :)”