Oristano
Oristano to tętniące życiem, eleganckie miasteczko, które uchodzi za jedno z najważniejszych w zachodniej części Sardynii. Jeżeli przyjedziecie tutaj w okresie karnawału, to macie spore szanse, żeby wziąć udział w obchodach Sa Sartiglia – jednego z najważniejszych i z pewnością najbardziej kolorowych świąt na całej wyspie ; )
Poza urokliwą starówką oraz kilkoma kościołami niestety nie ma tutaj zbyt wiele do zwiedzania. Z pewnością warto odwiedzić Cattedrale di Santa Maria Assunta (adres: Via Duomo 1), która ma naprawdę imponujące wnętrze. Znajdziecie ją bez problemu dzięki dzwonnicy dominującej w panoramie miasta 🙂
Nie sposób również pominąć rodzinnej restauracji – Trattoria Pizzeria Portixedda by Maria Neves (adres: Vico Solferino 6). To bezapelacyjnie najlepsza i najbardziej klimatyczna miejscówka w jakiej byliśmy podczas całego pobytu na Sardynii.
Niech Was nie zwiedzie jej stołówkowy wystrój, jedzenie jest naprawdę przepyszne i co ciekawe – nie posiada menu. Wystarczy zapytać właściciela co jest w propozycjach na dziś, a on od razu opowiada czego warto spróbować – PYCHA! 🙂
A to już nasze doskonałe Mule (Cozze) oraz tradycyjny deser Sardynii – Sebadas lub Seadas, do którego do końca wyjazdu nie mogłem się przekonać. Przed wyjazdem wyobraziłem go sobie jako „puchatego” pierożka z serem owczym, spróbowałem go 4 razy w zupełnie różnych miejscach i hmm… Ciasto jest chrupiąco-ciągnące, a ser w środku mocno gumowy, bez dodatku skórki cytrynowej czy pomarańczowej, o której mowa w wielu przepisach. Jedynym plusem tego deseru jest lokalny miód, który jest naprawdę smaczny, poza tym niestety nic mnie w nim nie „porwało” 😉
Jedliśmy również bardzo smaczną i ładnie podaną rybę, jednak na początku byłem tak głodny, że zapomniałem zrobić zdjęcia -.-
Iglesias
Iglesias to nieduże, zabytkowe miasteczko, w którym panuje iście hiszpański klimat. Odwiedziliśmy je wracając z Oristano – mimo pory wskazującej na „odżywanie” ludzi po sjeście, poza głównym placem (Piazza Quintino Sella) ulice były praktycznie wyludnione.
Z pewnością warto zajrzeć w boczne uliczki, znajdziecie tam m. in. manufakturę porcelany, a także na bardzo urokliwe warsztaty. Najbardziej spodobał mi się rowerowy, prowadzony przez dwóch starszych Panów, w którym półki uginały się od wiekowych już pucharów i medali z wyścigów kolarskich – magia <3 Cisza, spokój, klimatyczne uliczki i kawiarenki – jeżeli szukacie znikomej ilości turystów Iglesias spełni Wasze oczekiwania 🙂
Sant’Antioco
Sant’Antioco to wioska rybacka, która od samego początku zachwyca panoramą widoczną z mostu łączącego je z Sardynią. Dalej jest tylko lepiej – wąskie, kręte uliczki, aleja gęsto zarośnięta drzewami i… święto patrona Sardynii! Przez zupełny przypadek trafiliśmy na Festa di Sant’Antioco Martire, a właściwie na kończący to trzydniowe wydarzenie pochód, który transportował Patrona do malowniczo położonej Basilica Sant’Antioco Martire <3
Ze względu na późną porę zaraz po zakończeniu ceremonii postanowiliśmy wracać do hotelu. Jeżeli kiedyś jeszcze wrócę na Sardynię, to z pewnością spędzę tutaj kilka godzin więcej – warto! 🙂 Wieczór zakończyliśmy we wspomnianej w poprzednim poście okolicy Piazza Yenne – słuchając muzyki na żywo i delektując się jednym z sardyńskich win flagowych – Mamuthone Cannonau Di Sardegna.
Chleb, który widzicie na poniższym zdjęciu to pane carasau – tradycyjne, cieniuteńkie i bardzo kruche pieczywo, wypiekane dwukrotnie w piecu opalanym drewnem. Ta „przekąska” została stworzona z myślą o pasterzach, którzy spożywali go na corocznych, górskich wędrówkach ze stadami owiec.
Chlebek jest bardzo lekki, a dzięki specyficznemu procesowi przygotowania dobrze smakuje nawet po roku od wyjęcia z pieca 🙂 Na Sardynii często spotkacie go polanego oliwą i z odrobiną soli – wtedy jest to pane guttiau.
1 wspomnienie o “#2 Oristano, Iglesias i Sant’Antioco – południowa Sardynia! :)”